Tytuł: Wampiry z Morganville. Księga 4: Rozwiane cienie, Pocałunek śmierci
Autor: Rachel CaineWydawca: AmberIlość stron: 515
Pamiętacie jeszcze Morganville? Pozornie normalne miasteczko, które poza swoimi granicami nie słynie z niczego poza uniwersytetem. Dlaczego tylko pozornie? Ano dlatego, że po jego ulicach grasują wampiry. Śmiertelnie przerażające i niebezpieczne wampiry. Trzeba przyznać, że po ostatnich przejściach i pomocy ze strony ludzi trochę się uspokoiły, ale to nie znaczy, że można wyłączyć swoją ostrożność. One nadal mają kły, nadal mają instynkt łowiecki i nadal lubują się w ludzkiej krwi!
Głównymi bohaterami są Claire, Shane, Eve oraz
Michael. Po wszystkim, co spotkało tę czwórkę przyjaciół, w mieście nareszcie
panuje porządek i spokój. Mogą wrócić do swoich obowiązków i zainteresowań. Clare
wraca na uniwersytet, Shane znalazł pracę, Eve dostaje rolę w sztuce teatralnej
a Michael zajmuje się swoją ukochaną muzyką. Niestety błogi spokój nie trwa
wiecznie. W mieście zaczynają się zamieszki, napaści na wampirów, Clare coraz
częściej wpada w tarapaty. Dziewczyna po raz kolejny będzie musiała sprawdzić
swoją odwagę i ratować mieszkańców…
Poza tym, wszyscy mają ochotę wyrwać się z miasta.
Rozważają ucieczkę, mimo że ta jest ostatnią rzeczą, którą każdy z nich
chciałby zrobić. Zbyt wiele mają do stracenia. Okazuje się jednak, że szansa
sama wyrasta spod ziemi i „dzieciaki” nareszcie wyjeżdżają. Dla Eve i Michaela
ma to być niezapomniane przeżycie, ponieważ nigdy wcześniej nie opuszczali
miasta. Jak się okazuje, będzie to niezwykłe, a może już całkiem zwykłe,
przeżycie dla nich wszystkich…
Długo zwlekałam zanim sięgnęłam po czwarty tom. Co
prawda poprzednie tomy porywały mnie w wir wydarzeń i chętnie sięgałam po każdy
kolejny, przy tym jednak miałam pewne opory. Sama nie wiem dlaczego. Może
przejadły mi się wampiry, które w dzisiejszych czasach są praktycznie na każdym
kroku? Ostatecznie jednak w okresie świąteczno-noworocznym zdecydowałam się
kontynuować tradycję z poprzedniego roku i kolejny tom trafił na półkę z
aktualnie czytanymi pozycjami. Co mogę o nim powiedzieć?
Pani Rachel Caine trzyma poziom. Język książki może
nie należy do najwybitniejszych i koneserom literatury zapewne do gustu nie
przypadnie, ale ci, którzy lubią tego typu pozycje oraz ci, którzy czytali
poprzednie tomy, pewnie nie będą zawiedzeni. „Wampiry z Morganville” to jest
typowe czytadło, które może odprężyć nas właśnie w krótkie, szare, zimowe dni,
więc nie oczekujmy od tej serii zbyt wiele.
Mimo, że bardzo lubię czytać książki o wampirach,
coraz bardziej denerwuje mnie fakt, że autorzy kreują je na potulne baranki,
które chcą zbawić ludzkość. Przepraszam bardzo, ale gdzie są Ci wszyscy
krwiopijcy, dla których każdy kolejny człowiek pojawiający się w ich życiu to
po prostu przekąska, którą można wyssać i zostawić w agonii bądź zafundować jej
szybką śmierć! W dotychczasowych tomach, Pani Caine kreowała wampiry na potwory
(no może poza pewnymi wyjątkami). W tym, mimo że nadal ukazuje ich przewagę nad
ludźmi i pokazuje kto rządzi w mieście, zaczyna pisać o nich, jak o
stworzeniach powoli równych człowiekowi, które mogę z ludźmi bez problemu
koegzystować. Absolutnie rozumiem zamysł miasta, w którym założycielka chciała
widzieć wampiry współpracujące z ludźmi, ale wampiry przedstawiane w pierwszym
tomie w porównaniu z tymi z czwartego to zupełnie inne stworzenia.
Jest jeszcze
jedna rzecz, która irytuje coraz bardziej. Mała, skromna, przede wszystkim
niepełnoletnia dziewczyna, która teoretycznie powinna być przerażona i chować
się w kącie, zostaje bohaterką miasta i jest tą, która ratuje wszystkich?
Rozumiem, że takie książki mają trafiać do młodzieży, głównie do nastolatek,
które identyfikują się z taką Clare, wyobrażają sobie, że spotykają się z
nieziemsko przystojnym Shanem i mogą wszystko, ale LISTOŚCI! Czy nikt nie może
stworzyć czegoś bardziej oryginalnego?
Mimo tych wszystkich przeze mnie wymienionych
minusów, książkę przyjemnie się czytało. Nie jest to literatura wysokich lotów
(ale która z tych ostatnio traktujących o wampirach jest) i nie można oczekiwać
po niej cudów. Jednak jako przerywnik ambitniejszej lektury, odpoczynek od
wampirów, które świecą i walczą z wilkołakami o śmiertelną dziewczynę, nada się
idealnie. Książka nie jest ani zachwycająca, ani szczególnie tragiczna. Pozostanę
wobec niej obojętna.
Jeśli już zaczęłabym od początku, ale naprawdę musiałoby mi się nudzić:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie części, które wyszły. Miło się czytało, podobało mi się. Jednak bardzo irytowała mnie Clare... Nie lubiłam jej...
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tą serię :D
OdpowiedzUsuńZ serią chciałbym się w przyszłości zapoznać :)
OdpowiedzUsuńJa tę serię uwielbiam *_* Shane... mężu mój :D
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki z tej serii... może kiedyś nadrobię :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jeszcze zacząć tej serii, ale kiedyś na pewno to uczynię:)
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam cztery pierwsze części (obecnie dwie pierwsze księgi), ale teraz blado pamiętam, o czym były. Mimo to mam na półce księgi 3-6 i czekają na lekturę w wakacje :)
OdpowiedzUsuńJeśli zacznę się wybitnie nudzić to może, ale narazie nie mam chęci na 'wampirzaste' książki :)
OdpowiedzUsuń